Być może ludzie nie zawsze zauważają, że to opowieści o czymś innym. Pierwsza była głównie o zemście i (nomen omen ) bólu, druga już o miłości i nadziei. W dwójce jest świetna muzyka (uwielbiam słuchać w aucie, jeżdżąc w nocy po mieście), nadal mroczny, duszny i już nie śnieżny, a deszczowy klimat. Grafika ładnie się zestarzała i pomimo niemal dwóch dekad na karku, w żadnym wypadku nie straszy. Mamy nieco podrasowaną rozgrywkę i opowieść, gdzie akcent jest położony na inny rodzaj emocji bohatera. W pierwszej wszak już dokonał zemsty. Tutaj postawiono właśnie miłości i wszelkie problemy oraz konsekwencje z tym związane. I to nie kiczowaty romans, zieloną łączkę i motylki z happyendem i potencjałem na powodzenie. Jest to kolejna tragedia bohatera, gdyż to uczucie jest beznadziejne, bez przyszłości, skierowane do kobiety z mroczną przeszłością, uwikłaną w dziwne układy i z samej natury profesji jakimi parają się bohaterzy, skazane na niepowodzenie. Uczucie przez które Max musi dokonywać ostatecznych wyborów (Winterson). Uczucie które jest dosłownie i w przenośni skrajnie niebezpieczne... Jak to bohater powiedział "Love hurts". Dlatego też ta gra ma trochę inny wydźwięk i jest doskonała. Nadal, pomimo upływu lat. Czekam na zapowiedziany niedawno remake.
Co to w ogóle za pytanie? Nie widzisz ile już postów o tym napisałem? Przeczytaj cały wątek od początku.