Wiele osób pisze, że najbardziej wzruszające sceny pod koniec filmu to te, tak dlugo wyczekiwane, z udziałem Willa i Elizabeth. Mnie natomiast jakoś szczególnie nie poruszyły. Wydały mi się dość banalne i przewidywalne.
Z kolei Barbossa, którego obok Jacka, uznaję za moją ulubioną postać całej serii, między innymi za ostry, temperamentny charakter, bardzo mnie zaskoczył.
Okazuje się, że prawdziwa miłość obnaża jego głęboko schowane dobre serce, zdolne do ciepłych uczuć i wielkich poświęceń.
Rzadko wzruszam się na filmach, na PzK, to już w ogóle, ale tutaj, Geoffrey Rush i to co dzieje się wokół jego postaci zmusiło mnie do zrobienia wyjątku :")
W tej części kapitan Barbossa daje się poznać od zupełnie innej strony niż dotychczas :)
"Piracka dola, Hectorze..."
Miał twarde zasady, walczył o swoje, ale wiedział co to honor. Świetnie wykreowany charakter.
A mi akurat jakoś smutno się zrobiło jak kapitan Barbossa oddał życie, żeby uratować córkę. Miałam w duchu cichą nadzieję, że jakoś później zmartwychwstanie :D no ale cóż... Dla mnie film genialny!
Ale w tym filmie zabiłoby ten klimat jakby wszystko skończyło się dobrze. Dlatego niech powróci jak będzie potrzebny bardziej.
Tylko tym razem wszystkie klątwy zostały zdjęte :). Nie ma już przeklętego azteckiego złota, które zapewniało mu (nie miłą) nieśmiertelność, a Calypso, która potrzebowała Barbossy do swojego planu została uwolniona.
Do jego zmartwychwstania mogłaby się przyczynić jedynie nowa czarownica, chociaż gdy umarł ojciec Elizabeth sama Tia Dalma pokręciła głową, że nie ma sposobu na to by wrócił, a on nie był objęty żadną klątwą... ale to tylko moje tezy, w filmie zdarzyć się może wszystko. :)
Bogami tego świata są ludzie którzy tą serię tworzą. Jeśli będą chcieli w, ewentualnych następnych, częściach wskrzesić Barbossę to jakiś sposób wymyślą. Przecież pod koniec trzeciej części już też myśleliśmy, że Will i Elizabeth nie będą mogli mieć normalnego życia a tu proszę, jakiś sposób się jednak znalazł.
Zgadzam się w 100% ze wszystkimi osobami powyżej... Jack to ikona tego filmu, od dziecka jestem wielką fanką serii i uważam, że jakkolwiek nie wyglądają aktualne postacie grane przez Johnny'ego, stworzenie w tym 2003 roku postaci Jacka to absolutny geniusz. Teraz takich postaci jest wiele, ale wówczas myślę, że było to naprawdę coś nowego, świeżego, zaskakującego. Johnny wykreował fantastyczną postać (oczywiście nie tylko on, ale dla mnie 95% w sukcesie Jacka to jego udział i gdyby planowo zagrał go np De Niro, z całym szacunkiem ale to na pewno nie wyszło by tak dobrze). Natomiast często brałam pod uwagę, jaki film byłby pusty bez Barbossy, który mimo sprytu i innych cech wspólnych z Jackiem, jednak tak bardzo się od niego różni. Niezwykle inteligentny, taki dystyngowany... jednym słowem postać równie dobra jak sam Jack. Przynajmniej w moim odczuciu i nie wyobrażałam sobie filmu bez niego. Nawet w 2 części mimo jego baku w głównym wątku filmu, scena końcowa, gdy schodzi z tych schodów u Tia Dalmy, jest wg mnie jedną z najlepszych! Nie wyobrażam sobie serii zarówno bez Depp'a jak i Rush'a (przepraszam, jeśli źle odmieniłam), dwie dopełniające się postacie a teraz producenci zabrali jedną z nich. Przyznam, że pierwszy raz płakałam na Piratach, i do końca tak samo miałam nadzieję, że jakoś wróci. Lubię jak czasami w filmach zostaje uśmiercony główny bohater (jak np w Grze o tron XD ) bo jest to często dość zaskakujące i zastanawiające "Co będzie dalej?". Natomiast pierwszy raz nie mogę przeboleć tego zabiegu, że padło akurat na Hectora Barbosse. Czekałam jeszcze w kinie na scenę po napisach z ogromną wiarą, że jednak on wróci.... wrócił Davy Jones... tego się nie spodziewałam, ale mimo wszytko dało mi to nadzieję, że być może z dna oceanu można jeszcze wrócić...
Ale do kolejnej części (jeśli taka powstanie) jest jeszcze mnóstwo czasu, ale można spekulować :D
Ja również czekałem na scenę po napisach w nadziei że Hector zejdzie gdzieś u Posejdona, ale niestety...
Natomiast zaintrygowało mnie coś innego. Na Wicked Wench (tym statku pirackim który uciekł Salazarowi) piraci robią kapitanem Jacka. Dają mu "łupy", między innymi wisiorek i kapelusz. Ale zauważyliście obok stojącego, dosyć wysokiego młodzieńca, w absurdalnie wielkim kapeluszu? Jak myślicie? Młody Barbossa?
Chętnie bym obejrzał jak to się stało że Cutler Beckett tak wnerwił się na Sparrowa, Jak Wicked Wench stała się Pełą, jak BArbossa wykolegował Sparrowa. Z tak swietnie zrobionymi młodszymi wersjami? Tylko pytanie jaki to byłby budżet.
A czego mi zabrakło? Cały czas czekałem na scenę jak z nowego Parku Jurajskiego. Że niczym stary dobry T-Rex nadpłynie na koniec Will Turner na Latającym Holendrze i przetrzepie nieco Salazara. No cóż, nie było po drodze moim marzeniom z planami producentów i scenarzystów.
Niemniej jednak film przedni. Zmył niesmak po 4 części, która przecież nie była też tak straszna. No i wreszcie "pirackie rify" na powrót w ścieżce dzwiękowej, a nie jacyś hiszpanie na gitarkach.
Mocna 8.
Ps. Pier...olić dubbing. Masakra
>Jak Wicked Wench stała się Pełą,
Wicked Wench to ten statek za pomocą którego młody Jack wykiwał Salazara?
Jak Wicked Wench ma stać się Perłą skoro, chyba w drugiej części jest powiedziane, że Davy Jones podniósł Perłę z dna morza w zamian za duszę Jacka?
W internecie reżyserzy już się wypowiadają na temat jego śmierci i mówią tylko jedno: "Przecież on już dawno nie żył."
To może oznaczać, że z Hectorem jeszcze nie kończą.
Czyli chcą przez to powiedzieć, że żaden problem żeby po raz kolejny go "ożywić"?
Pewnie tak. Ale z całym szacunkiem po wynikach box office widać, że jak na razie ta część będzie ostatnia.
Swietnie ujete.Dokladnie to samo poczulem.Barbossa to naprawde kawal zimnego drania co w ostatnich sekundach okazal sie byc nie zwykle czulem draniem ;] i mnie tez az serce zadrzalo z wrazenia i z momentu jaki nagle sie nam ukazal.Nie oczekiwalem takiej mocnej sceny i wzruszajacej.
Will i Elizabeth śpią razem w kajucie do której nagle wchodzi Davy Jones. Will się budzi i okazuje się ,że był to tylko sen ale w ostatnim ujęciu widać wodę i muszle na podłodze koło łóżka.
Jakiś potwór z głębin, którego sylwetka przypominała Davy Jonesa skradał się ukradkiem do śpiącego Willa i Elizabeth. Gdy Will się zbudził, to nikogo już tam nie było. Myśląc, że to był jakiś zły sen czy koszmar, przytulił się do Eli. Następnie kamera pokazała leżące szczątki/macki po potworze obok ich łoża.
Barbossa to moja ulubiona postać zaraz po Jacku. Normalnie taki obrót spraw "I'm your father" budziłby moją litość, ale z jakiegoś powodu w tym filmie nawet mnie nie zdenerwował, wręcz przeciwnie... Barbie zasługiwał na mądrą i odważną córę :)
Właśnie to co zrobili z Barbossą - również i moją ulubioną postacią - zmusiło mnie to obniżenia oceny filmu. Sam pomysł nagłego trafienia na córkę (pierwsza z brzegu młoda kobieta trafia na statek, akurat jego córka - cuda, cuda) był głupi. Sposób poświęcenia się i nagłe uczłowieczenie brutalnego pirata, totalnie nie pasuje do tego filmu i tego bohatera.
Wprowadzenie Willa i Elizabeth do fabuły tego filmu było najpewniej spowodowane tylko tym, że fani narzekali na ich brak w części poprzedniej. Większego sensu i jakości to nie miało.
Zawsze płacze podczas sceny gdy córka Barbossy domyśliła się kim on dla niej jest. Uwielbiam postać Barbossy. Uważam, że Depp jako Jack zagrał swoją rolę życia i absolutnie stworzył tą postać. Ale Barbossa jest równie fenomenalnie oddaną postacią. Ci dwaj miażdżą pozostałych aktorów, którzy są dla nich tylko tłem.