Film traktujący o tym, jak inność zmusza nas do wybierania takich, a nie innych decyzji...
Gdyby nie to, że ojciec dziewczyny nie zgadzał się na jej ślub z ukochanym, młodzi mogliby
żyć "długo i szczęśliwie". Niestety tak się nie stało. Młodzi musieli uciekać by być razem.
Wspaniałe zdjęcia, piękna muzyka, śliczna Katherine Ross i jak zwykle świetny Robert
Redford.
Polecam.
PS: Czy moglibyście mnie uświadomić czy Lola zabiła się sama by Willie mógł zginąć
śmiercią Indianina, a nie trafić za kratki? Czy to może jednak on ją zabił?
Według mnie sama się zabiła. Postąpiła według własnego sumienia i honoru. Zginęła, by chronić Williego. Niestety nie było to do końca potwierdzone w filmie.
Co do urody Katherine Ross, w kategoriach bezwzględnych to bezsprzecznie prawda. Ale w tym filmie dokonano, wątpliwej estetycznie i osłabiającej jednak wymowę filmu, manipulacji kolorem skóry Katherine.Ta ciemna karnacja osiągnięta z pomocą pomad skonfrontowana z rozpoznawalnością aktorki nie przysłużyła się filmowi a wręcz stała się tematem złośliwych komentarzy.
Za to całość jest solidnym kinem określanym gatunkowo jako antywestern już to z powodu pozostawania w opozycji do klasycznego westernu- zachwianie reguł czarno-białego świata, już to z powodu bycia wykwitem liberalnych sympatii twórców. Trafne wyważenie proporcji ze szczególnym wskazaniem na ekspozycję, dobre zdjęcia, montażysta potrafiący użyć właściwie nożyczek, przekonanie producentów, że drugi plan dobrany starannie podnosi jakość całości plus aktorskie sławy na pierwszej linii nawet jeśli zadania aktorskie nie wymagają korzystania z pełni talentu czynią z tego dokonania, rzecz prawie się nie starzejącą. A nie wspomniałem jeszcze o muzyce, która w dramaturgii filmu robi wiele dobrego i jednocześnie komentuje emocje bohaterów . Good night, and good luck, esforty.
7/10